Postanowienia noworoczne – szansa czy pułapka?

Katarzyna Lawera

Rozpoczął się nowy rok i bardzo wiele osób czuje presję zrobienia postanowień noworocznych, żeby w końcu zrealizować to, co do tej pory się nie udało. Powstają więc kolejne listy życzeń i marzeń. Większość z nich skończy marnie w koszu lub na dnie szuflady już po paru tygodniach.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak trudno nam zrealizować coś, czego tak bardzo chcemy?

Czy to moja potrzeba?

Jest oczywiście wiele powodów, dla których nam się to nie udaje, może nawet tak wiele, jak wiele jest osób, które porzucają swoje postanowienia. Nie chodzi o to, aby odkryć uniwersalną prawdę, ale by znaleźć swoją.

Zacznijmy więc od pytania: „Po co?” 

Czego oczekuję po tym postanowieniu, po tym marzeniu? Co się zmieni w moim życiu, jeśli je zrealizuję? Co się pojawi nowego, a co zniknie? Co chcę przez to osiągnąć?

Często w wyniku takiej analizy okazuje się, że wcale tego nie potrzebujemy, ale pewna moda, presja naszego otoczenia, to, co robią inni, wytworzyły w nas wrażenie, że my też musimy.

Nie oszukujmy się – to jest ciężka praca, ale po takiej weryfikacji może się okazać, że wiele z punktów na naszej liście możemy wykreślić, nie tylko z czystym sumieniem, ale też z wyraźną ulgą.

Czy to jest wykonalne?

Możemy więc przystąpić do następnego kroku i sprawdzić, czy naprawdę wierzymy, że możemy dokonać tego, co sobie zaplanowaliśmy. Jeżeli czujemy, że w tej chwili wydaje się nam to niemożliwe do realizacji, zostawmy to na razie w sferze marzeń. 

Nie musimy rezygnować z myślenia o zdobyciu Everestu, chociaż mamy lęk wysokości, lęk przed otwartą przestrzenią i kompletny brak kondycji fizycznej. Marzenia są ważne. Napędzają nas, skłaniają do poszukiwania możliwości, mobilizują do podejmowania wysiłków. Pamiętajmy o mechanizmie naszego mózgu. Dla niego myśl i rzeczywistość oznaczają to samo. Jeżeli często będziemy myśleć o czymś, co w tej chwili nie jest dla nas osiągalne, to powoli przyzwyczajamy mózg i prowokujemy go do poszukiwania sposobów realizacji. Poza tym, dzisiejsze bariery mogą ulegać zmianom, tak jak my zmieniamy się, rozwijamy, nabieramy nowych umiejętności, budujemy swoją pewność siebie. Więc to, co dziś jest tylko odległym marzeniem, jutro może okazać się realnym planem.

Czego potrzebuję, aby zrealizować postanowienie?

Kiedy na liście zostanie już tylko to, czego naprawdę chcemy i co jest możliwe do zrealizowania, warto pomyśleć, czego potrzebujemy, aby zabrać się do działania.

To mogą być bardzo różne rzeczy: czas, pieniądze, pomoc innych osób. Ale to już jest etap planowania konkretnych kroków: jak możemy pozyskać brakujące pieniądze, wygospodarować więcej czasu, kogo możemy prosić o pomoc i jak ją sobie wyobrażamy.

I to jest moment, w którym warto sobie przypomnieć o filozofii małych kroków – Kaizen.

Bardzo wiele planów i postanowień rozbija się o to, że chcemy zrobić zbyt wiele od razu.

Jaki najmniejszy krok będzie początkiem mojej podróży?

Okazuje się, że czasem lepiej zrobić minimalny ruch, który powoli będzie nas posuwał do przodu, niż zbyt duży. Dlaczego? Wychodzenie ze strefy komfortu zawsze jest trudne i obarczone lękiem, bo taki mechanizm adaptacyjny mamy wbudowany ewolucyjnie w nasz umysł. Ale ponieważ od lat słyszymy o konieczności wyjścia ze strefy komfortu, bo dopiero tam zaczyna się rozwój, powoli zaczynamy się z tym godzić. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że poza strefą rozwoju rozciąga się strefa paniki. Jeżeli zrobimy zbyt duży krok, za bardzo oddalimy się od strefy komfortu, to już nie ma mowy o rozwoju. Lęk staje się tak duży, że albo zamraża nas w bezruchu, albo zmusza do ucieczki. Wycofanie do strefy komfortu powoduje, że jeszcze długo nie będziemy mieli chęci próbować i minie sporo czasu, zanim podejmiemy kolejną próbę, obarczeni ograniczającym wspomnieniem porażki.

Jeśli zdecydujemy się na bardzo mały krok, prawie niezauważalny, taki, który jeszcze nie budzi reakcji ciała migdałowatego, mamy szansę, że posuniemy się nieco do przodu, powoli, ale skutecznie przesuwając granicę swojej strefy komfortu, powoli, ale skutecznie zmierzając do celu, który chcemy osiągnąć. Każdy taki krok będzie odczuwany jako małe zwycięstwo i , przyniesie zadowolenie, że jednak coś robię. To dużo bardziej motywuje do podtrzymywania działania niż podejmowanie wielkich noworocznych postanowień, które potem porzucamy, dając swojemu wewnętrznemu krytykowi broń do ręki.

Może więc zamiast tworzyć noworoczne listy, spróbujemy w tym roku powykreślać z nich to, czego wcale nie chcemy i zaplanować małe kroki w drodze do tego, czego potrzebujemy?