Pozdrowienia z długiego weekendu 

Anna Sawicka

Za nami w tym roku już dwa długie weekendy, ale nadchodzi kolejny, już w sierpniu. Zapytaliśmy nasze koleżanki i kolegów z firmy, czy mają ulubione miejsca na takie krótkie wakacje. Dostaliśmy mnóstwo poleceń i jeszcze więcej zdjęć. Zabieramy Was więc na wycieczkę – najpierw z północy na południe Polski, a w następnym artykule – za granicę. Gotowi do drogi? Ruszamy!  

Jesteśmy na wysokości ok. 42 m n.p.m. Gdzie okiem sięgnąć, wszędzie piach. „Tylko piach! Suchy piach!” Kto pamięta piosenkę Bajmu „Nie ma wody na pustyni”, z łatwością może sobie wyobrazić taką scenerię. Prawie jak pustynia, a jesteśmy nad Bałtykiem, w okolicach Łeby, w Słowińskim Parku Narodowym.  
Największą atrakcją tego terenu są ruchome wydmy. Najbardziej rozległe zajmują obszar nawet kilkuset hektarów, a najwyższa spośród nich, ponad 40-metrowa, nazywa się Łącka Góra. Jak można się domyślać – nie są to wartości precyzyjne i podane raz na zawsze. Piasek przemieszcza się już przy wietrze, który wieje z prędkością 5 metrów na sekundę, wydmy wędrują więc co roku kilka metrów na wschód.  
To piękne, ale i groźne zjawisko, bo po drodze zasypują nie tylko lasy czy bagna, ale także tereny zamieszkane, zwłaszcza wiosną i jesienią, podczas sztormów na Bałtyku.  

A tak przy okazji, czy są tu miłośnicy najnowszej ekranizacji „Diuny”? Byliście w Łebie? Jeśli tak, mamy do Was pytanie. Czy z wierzchołka Łąckiej Góry można gdzieś w oddali, na horyzoncie, zobaczyć czerwia pustynnego?  

“Czerwia nie widziałem, ale i tak czułem się tam jak na pustyni” – wspomina Damian, nasz HR-owiec, który poleca okolice Łeby na krótkie wypady i długi urlop.  

Znad morza kierujemy się na Podlasie. W okolice Białegostoku, do Supraśla, zabiera nas Asia, liderka zespołu Scrum Masterów.  

„Piękna architektura, ciekawa historia tego miejsca, wspaniała restauracja, teatr, który mieści się w małej drewnianej chatce, kładka turystyczna Szuszalewo – Jałowo – Nowy Lipsk…” – Asia wymienia jednym tchem, co przyciąga ją w te okolice.  

Idźmy zatem tropem Asi i zacznijmy od architektury: jej miłośnicy mogą tu podziwiać m.in. prawosławny monaster, jeden z pięciu takich w Polsce. Jedną z ciekawszych budowli jest również okazały secesyjny Pałac Buchholtzów, który był siedzibą znanej rodziny tutejszych fabrykantów.  
Ale w mieście są też „cuda” architektury, od których nie bije wielki przepych, a mimo to urzekają. To drewniane domy tkaczy z XIX wieku, takie jak na przykład Domek Ogrodnika. W takim drewnianym, stuletnim domu kilka lat temu otwarto teatr – to najmniejszy teatr w Polsce, z widownią liczącą zaledwie 10 miejsc. Będąc w Supraślu, można też wybrać się do drugiego teatru – mają tu swoją siedzibę „Teatr Wierszalin” i grupa teatralna o takiej nazwie. 
I wreszcie coś dla tych, którzy kochają przyrodę, także tę bardziej dziką: jeśli wybierzecie się na spacer kładką turystyczną Szuszalewo – Jałowo – Nowy Lipsk, nie będziecie zawiedzeni, rozkoszując się urokami doliny górnej Biebrzy, widokiem bagien i rozlewisk. Przed Wami również jedyna w swoim rodzaju przeprawa promowa.  

Z Podlasia ruszamy na Mazowsze, w okolice Warszawy. Ale nie zatrzymujemy się w Warszawie, jak podkreśla Andrzej, jeden z naszych „bazodanowców”. Andrzej ma kontrpropozycję dla tych, którzy lubią spacery w przypałacowych parkach, w Warszawie. „Łazienki albo Wilanów to dość oczywisty wybór. Ja polecam Radziejowice. To zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy, a jest tu i piękny pałac, i piękny park.”  

W Radziejowicach bywają znani literaci czy filmowcy, mieści się tu bowiem Dom Pracy Twórczej. Można tu zatrzymać się na nocleg, rozkoszować się przysmakami w restauracji w pałacowej jadalni, zwiedzać sale muzealne, galerię wystaw czasowych, podziwiać rzeźby w alejkach parkowych.  
Ale można tu odpocząć także „na spontanie”, na pełnym luzie – tak jak Andrzej, który przyjeżdża do Radziejowic ze swoim nieodłącznym czworonożnym towarzyszem Luckym. „Rozkładamy koc na trawie, opalamy się, a potem idziemy na obiad, do pierogarni, kilometr od pałacu. Bierzemy też oczywiście pierogi na wynos.” 

Czy można zachwycać się ruinami? Damian, programista z Unitu Smart RDM zapewnia, że tak i zaprasza nas na wycieczkę do Olsztyna koło Częstochowy, zwłaszcza na wycieczkę rowerową po okolicy.

Główny punkt programu to oczywiście ruiny tutejszego zamku: są naprawdę „zjawiskowe” i robią wrażenie już z oddali. Olsztyński zamek to jedna ze średniowiecznych fortyfikacji, wzniesionych na wapiennych skałach na szlaku Orlich Gniazd, na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej. Wybudowane z polecenia króla Kazimierza Wielkiego, miały strzec Krakowa przed najazdem wojsk czeskich. Na szlaku, liczącym ponad 160 km, znajduje się kilkanaście zamków – będących niegdyś zamkami królewskimi, jak i prywatnymi. Zamek w Olsztynie był zamkiem królewskim, w 2006 roku hucznie obchodzono jego 700-lecie. 
Jak na ruiny zamku przystało, również i te mają swoją legendę i swojego ducha. Ponoć więziony był tu wojewoda poznański, niejaki Maćko Borkowic, który zorganizował spisek przeciwko królowi.

Czy nasz kolega Damian spotkał ducha wojewody? „Nie potwierdzam i nie zaprzeczam” – odpowiada. – „Przekonajcie się sami, czy gdzieś tu się błąka.”

W naszej podróży z północy na południe docieramy w kolejne miejsce. Najpierw trochę liczb. 365 pomieszczeń, 99 wież i wieżyczek, 8 tys. m kw powierzchni, kubatura – 65 tys. m sześciennych. Do tego stuhektarowy park, a w nim przepiękne rododendrony. „Moja żona mówi, że czuje się tu jak w bajce” – opowiada Mateusz, programista z Unitu Software House.  

Jesteśmy w Pałacu w Mosznej na Opolszczyźnie. Barokowa rezydencja często nazywana jest „bajkowym pałacem” – przywodzi na myśl klimaty niczym z Disneya. Pałac wzniesiono prawdopodobnie w XVIII wieku, należał m.in. do niemieckiego rodu Tiele -Wincklerów, bywał tu podobno cesarz Wilhelm II. Pałac przetrwał niejedną „zawieruchę”, m.in. ogromny pożar. Kręcono tu filmy, rezydencja znalazła się na okolicznościowej monecie wyemitowanej przez NBP.  
Co prawda zwiedzać można tylko część pałacu, nie ma więc raczej szansy, żeby zobaczyć 365 pomieszczeń, ale, jak zapewnia Mateusz, wystarczy spacer po udostępnionej części, aby poczuć klimat tego miejsca. 

Na zakończenie naszej podróży zapraszamy Was – razem z Asią, naszą programistką z Unitu Smart RDM – na polany. „Dlaczego tu przyjeżdżam? Bo jest pięknie, spokojnie i cicho. Dla mnie to wymarzone miejsce na odpoczynek i relaks”.

Patrząc niewprawnym okiem na zdjęcia tych okolic, być może zadamy sobie pytanie: „Czy to aby nie szkockie wrzosowiska?” To jednak nie wrzosy, ale krokusy, które zakwitają tu wiosną na polanach. Jesteśmy w Gorczańskim Parku Narodowym, a kwitnące fioletem polany to jedna z jego „wizytówek”. Z polan roztacza się widok na Tatry, Pieniny, Beskid Wyspowy i Sądecki.  
Polany mają ciekawą historię. Zawdzięczamy je Wołochom – pasterzom przybyłym z Półwyspu Bałkańskiego. Powstały w wyniku wypalania lasu, a następnie poszerzano je poprzez wyręby. Wypasanie i koszenie zapobiegało ich zarastaniu. 

Dajcie znać, czy wyruszyliście na wycieczkę śladem naszych poleceń! A już wkrótce druga część naszego weekendowego cyklu. Bądźcie z nami!